Pan Bóg ma swoje sposoby

Wyszła za mąż w wieku 20 lat. Mariusza spotkała półtora roku wcześniej. Widywali się głównie w weekendy. Czy go znała? Wtedy wydawało się jej, że tak. Był zawsze miły, grzeczny, szarmancki. Przywoził Iwonie kwiaty, mówił piękne słówka, przekonywał, że kocha ją i będzie szanował do końca swoich dni.

Potem zaszła w ciążę. Pobrali się w miejscowym kościele, było duże przyjęcie weselne, mnóstwo życzeń i ambitne plany na przyszłość. Gabrysia urodziła się po pięciu miesiącach, potem, za dwa lata, przyszedł na świat jej braciszek - Mateusz. Niby wszystko było dobrze, poprawnie, ale kiedy Mariusz wracał do domu, coraz częściej zaczęła wyczuwać od niego alkohol.
 
Najpierw obruszał się na zwracaną sobie uwagę, iż siada za kierownicę ?pod wpływem? - później już przestał kryć się z piciem. Najgorsze było to, że wraz z nim przyszła agresja. Winnymi byli oczywiście inni: żona, teściowie, brat? Podczas którejś z kłótni pierwszy raz uderzył Iwonę. Po wytrzeźwieniu przepraszał i obiecywał, że to już się nigdy więcej nie powtórzy. Ale powtórzyło się szybko - już po trzech tygodniach tak ją zbił, że posiniaczona przez wiele dni wstydziła się pokazać ludziom na oczy. Dostała też Gabrysia. A potem sytuacja powtórzyła się jeszcze raz, i jeszcze raz? Którejś nocy groził, że wszystkich pozabija, a potem spali mieszkanie. Aż przyszedł taki moment, że kobieta nie wytrzymała. Spakowała siebie, dzieci i uciekła z domu. Zamieszkała u rodziców. On się nawet nie odezwał. Kiedy po paru tygodniach zadzwoniła, wyzywał ją od najgorszych.
 
Pokuta
Wystąpiła o rozwód, dostała go bez problemu z jednostronnym orzeczeniem winy. Niewielka to jednak pociacha. Było trudno. Szkoła, nowe wydatki rujnowały jej skromny budżet. Na alimenty nie miała co liczyć, bo Mariusz siedział w więzieniu. Któregoś dnia poznała Wojtka. Był starszy od niej o 6 lat. Żona zmarła mu po czterech latach małżeństwa na raka, zostawiając malutkie dziecko. Zaczęli się spotykać, on się zaopiekował Iwoną i jej dziećmi, ją szybko pokochała Wiktoria, córeczka Wojtka. Po roku zamieszkali razem, wzięli ślub cywilny.
Spotkałem ich przy okazji wizyty kolędowej. Byli już ze sobą 24 lata. Opowiedzieli mi swoją historię: jak bardzo są ze sobą szczęśliwi, o dzieciach, które już pozakładały swoje rodziny i o tym, jak było ciężko, kiedy na ich ślubach nie mogli przystąpić do Komunii św. Rozumieją swoją sytuację, nie mają do nikogo żalu - tak wybrali. Są w każdą niedzielę na Mszy św., coraz częściej też chodzą do kościoła w zwykłe dni, codziennie modlą się razem na różańcu. Nie rozstaną się, bo przecież tyle ze sobą przeżyli - zresztą, dokąd mieliby pójść? ?Trudno, proszę księdza, z tym wszystkim dać sobie radę. Popełniłam kiedyś błąd - tłumaczyła mi ze łzami w oczach pani Iwona. Mój ból dziś to moja pokuta. Bardzo ciężka. Ufam, że Bóg w swoim miłosierdziu przebaczył mi odejście od męża, ale naprawdę nie miałam sił dłużej znosić jego gróźb, katowania, pijaństwa. Musiałam?
 
Historia, jakich wiele w życiu
Każda inna, w każdej inną miarą należałoby mierzyć winę, cierpienie, odpowiedzialność za odejście i złamanie małżeńskiego przymierza. Kiedy jest się młodym, gdy emocje zaciemniają umysł, łatwo o błąd. Nie myśli się o konsekwencjach. Z czasem okazuje się, że owo nieszczęsne początkowe ?jakoś to będzie?, staje się po latach fałszywą monetą. Boli coraz bardziej niemożność pełnego uczestnictwa w Eucharystii, przystępowania do Komunii św., a na białe małżeństwo, czyli życie jak brat z siostrą, trudno się zdecydować. Gdy się przeżyło z drugą połówką ćwierć wieku, nie sposób też się rozstać - bo to przecież jakieś dobro i nie można go podeptać?
 
Łatwo jest potępić, osądzić, napiętnować zgorszenie. Tylko co z tego? Z drugiej strony - czy można przejść do porządku dziennego nad faktem mnogości ?związków partnerskich?, jak się zwykło dziś mówić, zrównując je z małżonkami, którzy codzienne toczą walkę o swoją miłość, są wierni sobie mimo przeciwności? Akceptować lekkomyślność i jawne deptanie Bożych przykazań? Są to nie lada dylematy.
 
Adhortacja posynodalna ?Amoris Laetitia? (?Radość miłości?) papieża Franciszka miała nieco rozświetlić te ciemności, rozwikłać dylematy, ale chyba ? poprzez mnogość skrajnych komentarzy ? wprowadziła jeszcze więcej zamieszania. Oskarżono papieża o herezję, burzenie doktryny Kościoła. Czy rzeczywiście tak można mówić? Wydaje się, że Ojciec Święty chciał powiedzieć wielu ludziom z zawiłymi życiorysami: nie jesteście sami, jest dla was nadzieja, nie poddawajcie się! Było to swoiste papieskie: ?sprawdzam!? wypowiedziane wobec duszpasterskiej rzeczywistości, niekiedy unieruchomionej w swoim skostnieniu i bezradności wobec nowych wyzwań.

Razem z Kościołem
Kościół przypomina, że Bóg w swoim miłosierdziu nie opuszcza ludzi, którzy - pomimo swojej złożonej sytuacji życiowej - pokładają w Nim ufność. Są przez Niego kochani i, mimo niemożności pełnego uczestnictwa w życiu sakramentalnym, mogą odpowiedzieć swoją miłością na Jego miłość. Warto w tym miejscu przytoczyć fragmenty adhortacji apostolskiej św. Jana Pawła II ?Familiaris consortio?. Zobowiązuje ona Kościół do pasterskiej troski także wobec ?tych, którzy znajdują się w sytuacjach trudnych czy nieprawidłowych?(FC 65). Obszernie na temat związków niesakramentalnych i ich miejsca w Kościele papież wypowiada się w pkt. 82-84 dokumentu: ?Coraz więcej jest takich przypadków, że katolicy ze względów ideologicznych lub praktycznych wolą zawrzeć tylko ślub cywilny, odrzucając lub przynajmniej odkładając ślub kościelny. Sytuacji tych ludzi nie można stawiać na równi z tymi, którzy współżyją bez żadnego związku, tu bowiem istnieje przynajmniej jakieś zobowiązanie do określonej i prawdopodobnie trwałej sytuacji życiowej [?] Chociaż osoby te trzeba traktować z wielką miłością i zainteresować je życiem wspólnot kościelnych, to jednak, niestety, pasterze Kościoła nie mogą ich dopuścić do sakramentów. [?] Kościół ustanowiony dla doprowadzenia wszystkich ludzi, a zwłaszcza ochrzczonych, do zbawienia, nie może pozostawić swemu losowi tych, którzy - już połączeni sakramentalną więzią małżeńską - próbowali zawrzeć nowe małżeństwo. Będzie też niestrudzenie podejmował wysiłki, by oddać im do dyspozycji posiadane przez siebie środki zbawienia. Niech wiedzą duszpasterze, że dla miłości prawdy mają obowiązek właściwego rozeznania sytuacji. Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne [?].
Wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych - pisze dalej św. Jan Paweł II - do okazania pomocy rozwiedzionym [?].Niech będą zachęcani do słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę św., do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei?.
 
Pan Bóg ma swoje sposoby
Dalej papież przypomina i podtrzymuje praktykę Kościoła, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do Komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. ?Pojednanie w sakramencie pokuty - przypomina św. Jana Paweł II - które otworzyłoby drogę do Komunii eucharystycznej, może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Oznacza to konkretnie, że gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów - jak na przykład wychowanie dzieci - nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom [?] Kościół z ufnością wierzy, że ci nawet, którzy oddalili się od przykazania pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości?.
 
Rozmawiając później z Iwoną i Wojtkiem, przeczytałem im słowa św. Jana Pawła II. Słuchali z uwagą. Myślą nad białym małżeństwem. ?Proszę księdza, to nie będzie łatwe, bo nasza miłość jest naprawdę wielka - tłumaczył Wojciech. - Musimy się dobrze zastanowić, czy damy radę. Ale dużo modlimy się za siebie, o siłę i mądrość. Ufam, że Bóg nam dopomoże. Bo tyle razy ksiądz nam przypominał podczas kazań, że On jest miłosierny, nieprawdaż?
 
Jest miłosierny, Wojtku i Iwono! Trwajcie przy Nim jak tylko potraficie najmocniej. On wskaże wam drogę.